Dzisiaj koleżanka napomknęła, że będzie musiała do 63 roku życia ja - do 64. Bo wszystko przez te rządowe pomysły. Szczerze mówiąc mnie to przesadnie nie martwi. Skoro mam żyć przynajmniej do 80-tki, a jestem uzależniona od pracy.... Jeden tylko problem - muszę swoje stare kości do kupy pozbierać bo przez jeszcze trzydzieści lat złazić z łóżka na czworakach to masakra. To kokieteria....oczywiście. Pracuję w fantastycznym miejscu, spotykam fantastycznych ludzi, z fajnymi ludźmi pracuję, co rusz robię co innego więc w rutynę popaść ciężko. Żeby nie było tak sielsko - gównianie zarabiam. Coś za coś... No wiec dorabiam na zlecenia i ta robota jest równie fantastyczna ( zmienna i ruchliwa ) i - mimo upływu lat - nigdy mi się nie znudziła. Szczęściara ze mnie.
Niemniej odczuwam i wkurza mnie spychanie mojego pokolenia do lamusa. Wyczuwalne w mediach, a zwłaszcza w telewizji zawojowanej przez pokolenie 30 - 40. Nie mam kompleksów, ale coraz mocniej czuję, że dla nich człowiek 50+ to dinozaur. Jak więc mam pozytywnie reagować na propozycję wydłużenia wieku emerytalnego ?
Ja nie czuje sie jak dinozaur:)))Protestuję przeciw traktowaniu starosci jak czegos wstydliwego.Przeciw jedynie słusznej tezie,ze świat nalezy wyłacznie do młodych,ze ludzi sukcesu moga byc tylko mlodzi.Człowiek po czterdziestce na rynku pracy już jest stary -pani juz troche dziekujemy:)..jak gdzies przczytałam.
OdpowiedzUsuńDlatego musimy zaczac od zmiany spolecznych stereotypow , myslenia na temat pracy,emerytury,stylu zycia - w nas to orka na ugorze:)
u nas *
OdpowiedzUsuń