We Wrocku dzisiaj byłam. Bez zapowiedzi napadłam przyjaciół - na chwilkę, bo umówiona byłam gdzie indziej. Wspólny nasz znajomy miał zawał (stres z finansami związany - życie ponad stan) więc Jacek, jak to Jacek, w panice - znajomy młodszy od niego. Potem, tradycyjnie, wysłuchałam jak to źle w kraju ( samopoczucie od lat bez zmian), że władza do d..., etc. Z ogromną ulgą spotkałam się z dzieckiem, które optymistyczne do życia podejście prezentuje. Pojeździłam, pozałatwiałam, z drugim dzieckiem się nie spotkałam, bo uświadomiłam sobie, że święta za progiem a ja w proszku. W pracy jakichś pięciu dni mi brakuje. Pomyliły mi się tygodnie, byłam pewna, że jeden więcej mi został. Więc niemal w panice wsiadłam w auto i do domu popędziłam - nad świętami pracować. Jechałam jak uskrzydlona, z głową pełną planów: zakupy, sprzątanie, bigosu gotowanie... Skończyło się na tym, że zrobiłam mini zakupy, nastawiłam bigos i umyłam dwa okna. Nie, nie chce mi się.
Wczoraj wysłuchałam w tv, że przeciętny Polak wyda w tym roku na święta średnio 2 tys. zł. A skąd przeciętny Polak tyle kasy ma ?
Wesołych, spokojnych Świąt Marianno. Niech są one pełne serdeczności, śmiechów i radości wśród bliskich Tobie osób:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Jaskółko. Wzajemnie.
OdpowiedzUsuń