Kopaniec. Kolejna wizyta. Tym razem w dzień cudnej wiosny, w dzień pracy taki jak uwielbiam - ruchliwy. Najpierw wizyta w "kuchni" Teatru Zdrojowego - pożyczyć reflektory i dogadać się z ichnim elektrykiem na montaż. Myślałam, że położę je na przednim siedzeniu i prosto z Cieplic do Kopańca pojadę. Ale nie, załadowałam niemal całe auto: kable, statywy, reflektory, jakaś tajemnicza skrzynka... więc jazda do macierzy przepakować do zamówionego busa, który z naszymi gablotami miał do Szklarskiej odjechać, a potem - do mnie , czekającej w Kopańcu.
Przepakowałam się i, jadąc - śmiałam. Nie tylko ustami i oczami, nawet "wątrobą" - jak każą niektórzy mądrzy ludzie. No ale jak tu się nie śmiać gdy niebo błękitno - słoneczne, ziemia jasno - słonecznie - zielona, ciepło, lekko i cudnie ? Tak się cieszyłam, że zajechałam do Pasicznika zamiast skręcić w odpowiednim miejscu.
Miało być o Syposzach...
Piotrek już na mnie czekał. Emma - w pracy, w mieście. Rozbebeszyłam auto i gdy pakował rzeczy do środka - fotografowałam sobie wszystko co mi w obiektyw i oko wpadło. Kozy mają - nie wiedziałam. Jak się potem okazało, Piotr traktuje je czule i po ojcowsku - pędził spowrotem by zbyt długo same nie były. Zapakował mi auto i trochę ględziliśmy siedząc w świeżej zieleni na ławeczce przed domem, bo zamówiony bus długo nie nadjeżdżał. Potem okazało się, że gumę złapał.
Piotrek już na mnie czekał. Emma - w pracy, w mieście. Rozbebeszyłam auto i gdy pakował rzeczy do środka - fotografowałam sobie wszystko co mi w obiektyw i oko wpadło. Kozy mają - nie wiedziałam. Jak się potem okazało, Piotr traktuje je czule i po ojcowsku - pędził spowrotem by zbyt długo same nie były. Zapakował mi auto i trochę ględziliśmy siedząc w świeżej zieleni na ławeczce przed domem, bo zamówiony bus długo nie nadjeżdżał. Potem okazało się, że gumę złapał.
O czym gawędziliśmy ? O tym co nie dla turystów jest. O tym jak trudno bywa na takim odludziu. Momenty kiedy się dzieje, jest świetnie, energetycznie, zapał, zwłaszcza na początku a potem przychodzi długi okres trudnych pytań i coś na kształt depresji. Czy sobie dam radę. ? Ja człowiek z miasta, na długo w jego tryby wtłoczony ? Nagle okazuje się, że spać można iść tylko dlatego, że zmierzcha a wstać - dlatego, że dnieje. Że czas jakoś się rozciąga w nieskończoność i trzeba znaleźć coś co go wypełnić może, że trzeba nauczyć się żyć jakby zupełnie na nowo., bliżej ziemi, w zgodzie z drzewem i trawą. Nie bardzo wierzyłam, że to dotyka wszystkich. Znam ich przecież roześmianych, rozgadanych i zadowolonych. Wiem o wizytach u terapeuty ale myślałam - ot drobny, chwilowy problem. Zresztą.. wielu z nich lądowało w Kopańcu w momencie poważnego zakrętu w życiu - odreagowują.. myślałam. Tymczasem nie - ponoć wszyscy to mają, gdy opadnie euforia - popadają w depresję, na dłużej lub krócej ale wszyscy.
Ułożyć sobie życie na nowo, w miejscu gdzie wszystko trzeba zaczynać od nowa.. No, jest to spore wyzwanie. Dla kogoś kto nie dysponuje fortuną i nie bawi się w wydawanie pieniędzy lecz musi żyć z pracy własnych rąk i głowy. Na dodatek artystycznej.
Nie użalam się, podziwiam i, nadal, zazdroszczę. Podobno teraz następuje przetasowanie. Znowu niektórzy wyjeżdżają (Piotr Kura Kurowski - szkoda), na stałe znowu przyjeżdżają nowi.
Piotrek Syposz w przyziemiu budynku gospodarczego zrobił średniowieczną tawernę, do której powolutku zaprasza. myślę, że już nie wyjedzie. Podobnie jak Różańscy.
Nie użalam się, podziwiam i, nadal, zazdroszczę. Podobno teraz następuje przetasowanie. Znowu niektórzy wyjeżdżają (Piotr Kura Kurowski - szkoda), na stałe znowu przyjeżdżają nowi.
Piotrek Syposz w przyziemiu budynku gospodarczego zrobił średniowieczną tawernę, do której powolutku zaprasza. myślę, że już nie wyjedzie. Podobnie jak Różańscy.
fotki dorzucę jutro:))))M.
OdpowiedzUsuńTak, to się dzieje! Wkładasz wiele serca oraz całą swoją wiedzę! a poczta zwrotna to...? To samo życie!
OdpowiedzUsuń