Robi się inwentaryzacja powojennych obrazów Hofmana znajdujących się w rękach prywatnych mieszkańców Szklarskiej i co rusz wychodzą dosyć fajne kawałki. To jest jego autorportret malowany w cztery lata po przeprowadzce w nasze górzyste strony, czyli w 52 r. Obraz poniżej to Monte Cassino z 1953 r., dosyć mocny w kolorach. Czemu taki temat znienacka ? Bo malowany dla żołnierza spod Monte Cassino. Na samy dole biblijny Lot - to fragment obrazu bo zdjęcie nie wyszło a obraz znajduje się teraz w Warszawie. Szkoda, że tak późno zajęliśmy się tym spisem, znaczna część hofmanowego dorobku rozniosła się po prywatnych kolekacjach w całym kraju. Kiedyś robiłam wystawę Hofmann -Sztaudynger, całkiem sporo znalazłam w Łodzi.
To typowe ujęcie w jego autoportretach: en trois quarts w lewo. Tak właśnie, zmieniając tło, malował siebie od młodości do lat najpóźniejszych. Nie wiem czy uda się wydobyć wszystkie z czeluści domowych, prywatnych szaf i pokojowych ścian. Ludzie niechętnie pokazują co mają - żeby ktoś im nie odebrał. Na razie zinwentaryzowanych jest koło 60-ciu. Większość z nich jest w bardzo złym stanie, wymagają natychmiastowej konserwacji, z dnia na dzień traca na wartości.
Większość z nich jest kiepska, jakby mistrz, słynący z pracowitości, malował na kolanie. Ale są i bardzo niezłe rodzynki. Faktycznie biedny być musiał. Malowane na płótnie naciągniętym na krosno są bardzo rzadkie. Najczęściej jest to dykta, czasem sklejka. Ramy proste, malowane szarą lub brązową farbą, zbijane przez miejscowego stolarza, bardzo dalekie od wykwintności kojarzonej ze sztuką. Stuka ubogiego malarza dla ubogich mieszkańców. To czasy zaraz powojenne, kto miał kasę na obrazy... Na porteratach rodzinnych - liczne dedykacje. "Kochanemu panu... na pamiątke walki o mój obraz "Chrystus Euch." w kościele w Szklarskiej Porębie. " - O co chodziło ? Czy szanowny pan zabrał tę wiedzę do grobu skoro córki nie pamiętają ? Mówi się, że chodziło o twarz Chrystusa - portret jakiegoś miejscowego obiboka czy rzezimieszka, do którego parafianki nie chciały się modlić. Innym razem - Maria Magdalena - obraz odwieziony taczkami spowrotem pod dom malarza. Jako świętą sportretował kobietę niezbyt cnotliwych obyczajów. Wprawdzie M. Magdalena też święta nie od zarania była ale jednak...
To typowe ujęcie w jego autoportretach: en trois quarts w lewo. Tak właśnie, zmieniając tło, malował siebie od młodości do lat najpóźniejszych. Nie wiem czy uda się wydobyć wszystkie z czeluści domowych, prywatnych szaf i pokojowych ścian. Ludzie niechętnie pokazują co mają - żeby ktoś im nie odebrał. Na razie zinwentaryzowanych jest koło 60-ciu. Większość z nich jest w bardzo złym stanie, wymagają natychmiastowej konserwacji, z dnia na dzień traca na wartości.
Większość z nich jest kiepska, jakby mistrz, słynący z pracowitości, malował na kolanie. Ale są i bardzo niezłe rodzynki. Faktycznie biedny być musiał. Malowane na płótnie naciągniętym na krosno są bardzo rzadkie. Najczęściej jest to dykta, czasem sklejka. Ramy proste, malowane szarą lub brązową farbą, zbijane przez miejscowego stolarza, bardzo dalekie od wykwintności kojarzonej ze sztuką. Stuka ubogiego malarza dla ubogich mieszkańców. To czasy zaraz powojenne, kto miał kasę na obrazy... Na porteratach rodzinnych - liczne dedykacje. "Kochanemu panu... na pamiątke walki o mój obraz "Chrystus Euch." w kościele w Szklarskiej Porębie. " - O co chodziło ? Czy szanowny pan zabrał tę wiedzę do grobu skoro córki nie pamiętają ? Mówi się, że chodziło o twarz Chrystusa - portret jakiegoś miejscowego obiboka czy rzezimieszka, do którego parafianki nie chciały się modlić. Innym razem - Maria Magdalena - obraz odwieziony taczkami spowrotem pod dom malarza. Jako świętą sportretował kobietę niezbyt cnotliwych obyczajów. Wprawdzie M. Magdalena też święta nie od zarania była ale jednak...
Bedę wrzucać w miare spływania obrazów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz