Piękne, stare domy na wzgórzach, w malowniczych ogrodach, ciepło, zielono... Bardziej chciałam pokazać Krakusom tutejszy sposób na życie, a przy okazji - twórczość.
wtorek, 13 lipca 2010
wizyta w Kopańcu
Piękne, stare domy na wzgórzach, w malowniczych ogrodach, ciepło, zielono... Bardziej chciałam pokazać Krakusom tutejszy sposób na życie, a przy okazji - twórczość.
poniedziałek, 12 lipca 2010
plątanina
Zapragnęłam poszaleć – pod wpływem koleżanki, namawiającej do napisania o muzeum książki w typie „Lesia” Chmielewskiej, jako, że ilość nietypowych, zgoła dziwacznych sytuacji i zachowań, ilość typów i charakterów ludzkich dostępnych w muzealnictwie jest tak ogromna, że dobrze napisana książka zrobić mogłaby furorę. Ale nie zrobi, gdyż nie potrafię jej napisać. Władam piórem sprawnie ale nie genialnie, nie na tyle by spłodzić dzieło godne Pulitzera, a to jedynie mnie interesuje. Założyłam osobnego bloga, gdzie zamiast pisać ”Lesia”, stworzyłam drugi wątek tematyczny - forum prowincjonalnego muzealnictwa - w którym poszło w płaczliwe tony, co mnie zawstydziło, więc usuwam rzęsiste płacze. Niemniej wrzucam tutaj interesujący dialog z komentarzy pod ostatnim postem. Ciekawa jestem opinii tutejszych czytelników na poniższy temat.
Anonimowy (I) pisze... To ciekawy blog, być może warto zacząć przedyskutować sytuację, zdefiniować problemy i wtedy podjąć walkę? Muzealnictwo polskie jest w kryzysie - słabi szefowie, nieudolne władze zwierzchnie, brak kompletnie priorytetów, o funduszach na funkcjonowanie nie ma co nawet mówić. Muzea władzom i szefom są potrzebne tylko do statystyki (dotujemy kulturę), oficjalnych (krótkich) wizyt, najlepiej z gośćmi z zagranicy (pokazujemy nasze dziedzictwo)i oglądanie wystaw. Muzea zatracają swoją specyfikę, jako instytucji gromadzących i przechowujących zabytki na rzecz spektakularnego działania dotąd charakterystycznego dla domów kultury: imprez, wyświetlania filmów, koncertów, występów teatralnych, recytatorskich, warsztatów. Same wystawy i działalność podstawowa polegająca na ewidencjonowaniu, opracowaniu naukowym i konserwacja zabytków zeszła nie wiadomo kiedy na dalszy plan, a raczej się mało liczy, bo nie jest spektakularna. Nawet myśli się o przekazaniu całej tej działalności na zlecenie, osobom spoza grona pracowników. Stą fachowa kadra znająca zbiory, przygotowująca wystawy, opracowująca katalogi zbiorów przestaje być przez dyrektorow poważana, zawsze można te dzialania zlecić (taka jest filozofia zarządzania). Zmniejszyć ilość etatowych pracowników merytorycznych, zarudniać na zlecenie, nie zważając na to, że opracowanie kolekcji wymaga czasem wieloletnich badań, w tym badań konserwatorskich.
To może nie na temat powyższego postu, ale po przeczytaniu naszły mnie takie refleksje.
Rondo
Anonimowy (II) pisze... A jaki sens mają takie instytucje, w których niewiele się dzieje ? Komu na dobrą sprawę potrzebne są muzea w starym stylu ? W czasach, gdy każda instytucja łącznie z publiczną TV oferuje lekko strawną, gotową papkę. Rozumiem istotę instytucji muzealnych ale to gromadzenie, konserwowanie, przechowywanie to powinna być cząstką pracy. Zasadniczą ale tylko cząstką. Tyle lat pracują pracownicy merytoryczni i co z tego wynika. ? Nadal opracowują zbiory ?
Oferta muzealna dla zwiedzających powinna być atrakcyjna. A jaka jest ? Kolejna wystawa starych pocztówek za zasadzie tematycznej wyliczanki albo do znudzenia – grafiki. Ile można oglądać to samo szkło (vide Muzeum Karkonoskie). Nie da się zainteresować zwiedzających wystawą w starym stylu. Potrzebny jest temat, atrakcyjna scenografia, jakiś event , lekko, łatwo i przyjemnie ale estetycznie i z ideą, która utkwi w głowach zwiedzających, którzy idąc z wycieczką do muzeum odrabiają nudną pańszczyznę, bo za chwilę wejdą do atrakcyjnego parku miniatur i tam pobawią się przyjemnie.
Żeby miało to jakiś sens, zwłaszcza końcówka: wystawy i publikacje, trzeba temu nadać jakiś strawny dla klienta kształt.
G.
Anonimowy (II) pisze... Owszem, podstawowe działania statutowe muzeum muszą być realizowane ale pamiętaj, że muzea to nie archiwa. W małych muzeach nie ma środków na nic, bo nie widać sensu wydawania tych środków. Wieloletni pracownicy merytoryczni wychowani w tradycyjnej instytucji muzealnej pewnie nigdy nie nauczą się funkcjonować inaczej. A nawet jeśli – to z oporami i złością, że trzeba środki zdobywać. Na dodatek negocjować z szefem, żeby zechciał zapewnić wkład własny dla działań innych niż swoje. Niemniej gdyby przedstawić atrakcyjną ofertę – pewnie by się udało.
Inną sprawa jest tajemnica poliszynela – masz układy albo znajomości w instytucji finansującej – wniosek przejdzie. Nie masz – odpadnie, choćby nie wiadomo jak był atrakcyjny.
Odpowiedzialność za stan muzealnictwa polskiego rozkłada się na kilka aspektów.
- tradycyjne prawodawstwo i niechęć do jego zmian - już kilkuletnie kontrakty dla dyrektorów i rozliczanie ich z punktów kontraktu zmieniłoby wiele
- faktyczna niechęć organizatorów instytucji muzealnych, bo muzea – zaniedbane i niedofinansowane przez lata – to worki bez dna
- minimalna popularność działań muzealnych w sferze społecznej , wynikła z nudy jaką oferują muzealne instytucje, ale też bardzo bogata oferta komercyjna dla ludu
- marazm pracowników merytorycznych i ich niechęć do działań para muzealnych
A co robią dyrektorzy ? Organizują w muzeach domy kultury, naganiając publiczność na bezsensowne i nikomu niepotrzebne zajęcia prowadzone przez ludzi nieprzygotowanych do ich organizacji i prowadzenia, po to tylko by zwiększyć mityczną frekwencję. Bo z tego są rozliczani. Zero środków i zero efektów. Dalekosiężnych efektów. G.
środa, 7 lipca 2010
Reklama dźwignią handlu
Trafiła mi w temat, ale on szeroki, choć z prawa na lewo i po skosie przenicowany w celach praktycznych, to jednak no ... szeroki i w słowo pisane nie do końca ubrany. Swoją drogą po co jej moje dane i polityka, skoro sama za swój marketing odpowiadam ? Przynajmniej od szefostwa zbieram ja, nie ona.
Pierwsze i podstawowe założenie, o którym należy pamiętać w opowieści - nie ma pieniędzy na reklamę w naszym budżecie. Niektóre aspekty polityki marketingowej dadzą się przeprowadzić bezgotówkowo, z reklamą - ciężko. Nie planuję ich bo co ja mogę z 10 tys. na działalność - w tym roku, ?
Co robimy w zakresie reklamy.. Stworzyliśmy sobie szeroki krąg powiązań w zakresie współpracy (również towarzyskiej) z ludźmi inicjującymi lokalnie działania w kulturze komercyjnej, a także w stowarzyszeniach. Działa to na zasadzie barteru: my im coś, oni nam reklamę, a, że na kontaktach z muzeum im zależy więc się dogadujemy dość łatwo. Najbardziej spektakularnym przykładem jest letnia "Wyprawa po Złotego Auruna" organizowana przez firmę prywatną. Ale też "bieg na starych nartach", czy dwubój retro - te również przy udziale Promocji Miasta, która to Promocja korzysta z naszych działań i zasobów w zamian np. reklamując nas w radiowej Trójce lub podrzucając nam rozmaite telewizje i grupy extra gości (gratis, to jasne). Ta ostatnia współpraca ma charakter niemal symbiozy, korzyści stron wolę tu nie oceniać. Podobną współpracę barterową prowadzimy z ASP Wrocław, Kraków, OKiS Wrocław. My im wystawę,,oni nam reklamę (często też wydawnictwa do wystaw)
Media. Najlepiej mamy w internecie ale dość często rozsyłam materiały na strony, zwłaszcza lokalne. Kalendarz wydarzeń muzealnych, relacje z nich umajone zdjęciami - pojawiają się na bieżąco na oficjalnym portalu miasta, w miejskiej gazecie internetowej, na kilku portalach prywatnych z terenu miasta. Zresztą... jeśli chodzi o portale internetowe wystarczy wpisać w google "Dom Hauptmannów". Od roku prowadzimy tez swoją stronę internetową, choć niezbyt lotnie bo nadal się uczę. Mamy też wspólną stronę z polsko - niemieckim Związkiem Domów G. Hauptmanna, ale kiepską mimo próby zeszłorocznej aktualizacji.
Ostatnia duża wystawa ma patronat medialny Nowin Jeleniogórskich, niemniej zakres ich patronatu rozczarowuje. Lepiej z ich portalami , podobnie jak z jelonka.com - są przy każdym wydarzeniu. W komentarzach parokrotnie zauważyłam, że ludzie mylą nas z Jagniątkowem. Gazeta Dolnośląska - duży problem bezpłatnie się przebić, ostatnia wzmianka dotyczyła lutowej wystawy "niech żyją narty". Często za to jest u nas Sachsische Zeitung, której korespondent pokochał nas miłością pierwszą,
Radiowa Trójka - bo ulubiła sobie Szklarską, lokalne Muzyczne Radio - zapowiedzi i reklamy nagrywane przez telefon na okoliczność większości wystaw. Bez kosztów. Lokalna tv o zasięgu powiatu ma umowę podpisaną przez szefową. Nie znam jej warunków ale czasem są u nas. TVP Wroclaw kręci u nas na okoliczność ekoglasu. Publiczna ? Korespondent niezmiennie mówi "sprzedaj temat szefowi, to przyjadę, albo uśmierć kogoś na wernisażu". Za to ostatnio odwiedziła nas tv niemiecka, często to robią, z tematycznymi programami.
Druki ulotne - jak jest kasa. Zaproszenia najczęściej rozsyłamy meilem - ok. 500 adresów, do większych wystaw - drukujemy. Plakaty - ok. 100 do dużych wystaw ( w tym roku raz), do małych - zależy od możliwości i desperacji. Rozwieszamy je wszędzie gdzie się da, oczywiście po uzyskaniu zgody właściciela miejsca. Foldery reklamowe - brak. Mamy książkowy przewodnik po muzeum. Tablice reklamowe na drogach dojazdowych - brak. Drogowskazy do muzeum - są. Banerów brak. W ramach polityki marketingowej PW dosyć często prowadzi szkolenia dla przewodników, często - u nas. Spotkania z rotarianami - to bardziej w celach sponsorskich, kokietowanie środowisk, które mogą wpływać na popularność naszej firmy, etc.
To podstawowe działania reklamowe bez środków finansowych. Brakuje szerszej reklamy w biurach podróży, polskich, czeskich i niemieckich. Ale, by wystąpić z jakąś propozycją trzeba mieć coś materialnego do zaoferowania w garści. Dwa albo trzy lata temu rozesłaliśmy do kilkudziesięciu nasz książkowy przewodnik. Efekt zerowy.