Już zdążyłam zapomnieć, że mam swojego bloga. Że niby tyle się działo ? Niekoniecznie. Lipiec spędziłam z moimi staruszkami we własnym domu, przy zamkniętych drzwiach i zasłoniętych zasłonach - ze względu na wiek rodziców i niebotyczny upał. Sierpień ? Nie bardzo pamiętam. Wystawa w Bukowcu, bardzo długa choroba starszego.... A pamiętam... robiłam zlecenia, jedno za drugim: Zamość, Ciechanów, Kołobrzeg i Otwock, ten skończyłam wczorajszej nocy. Robiąc tę robotę człek wyłącza się z codziennego życia i o świecie bożym zapomina. Dlatego to lubię, zwłaszcza na obecnych warunkach - gdy robię tylko wycinek a o resztę martwi się i z urzędnikami walczy mój zleceniodawca. No i rozstawałam się ze swoim siedmioletnim związkim - niezwiązkiem. Rekonwalescencja bywa długa. Obudziłam się a tu znowu listopad. tak jakby innych miesięcy nie było. W międzyczasie zrobiłam wystawę akademików wrocławskich, która trwać będzie do końca stycznia. Niżej mój ulubiony obraz Waldemara Kuczmy. Oraz kończę wystawę Teresy Kępowicz "Zawsze fragment" poświęconą Tadeuszowi Różewiczowi. Życie składa się z rzeczy oficjalnych i mniej oficjalnych oraz tych, które tylko w głowie się roją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz