Któregoś dnia byłyśmy u Tatarów w Kruszynianach. Meczet na
kolana nie rzuca - skromny, maleńki, drewniany, ale może właśnie takie powinny być domy strawy duchowej. No i tatarskich potomków
niewielu zostało. W maleńkich Kruszynianach turystów mnóstwo i chyba wszyscy w knajpie Dżenetty
Bogdanowicz - Tatarki, która z narodowości postanowiła zrobić turystyczną
atrakcję, a przy okazji zadabać o rodzimą tradycję. I słusznie, bo mając kasę więcej dla narodu zrobić można.
Otwarła restaurację "Tatarska jurta", gdzie zjeść można kibiny, cebulniki, pieremiacze, czibureki, bielusz i pierekaczewnik. Ponadto gospodarstwo agroturystyczne z i tatarską
jurtą z wyposażeniem - na posesji, są tablice informacyjne i ponoć o zwyczajach pogadać
można. Obok - świeżo zbudowany ośrodek kultury tatarskiej, chyba jeszcze
nie uruchomiony. Dżenetta jest również organizatorką festiwalu kultury tatarskiej. A propos festiwali - byłyśmy na festiwalu im. Bułata Okudżawy w Hajnówce, gdzie honorowym gościem była żona poety - Olga Okudżawa. W "Tatarskiej jurcie" - Europa w drewnie. Chciałam zamówić sobie pierekaczewnik ale tego dnia już
nie było, wszystkie poszły. Ponoć długo się je robi. Zjadłam cos na kształt gulaszu z odrobiną mięsa oraz pikantnym dipem. Ładne tam są tereny. Ale
miałam wrażenie, że to najprawdziwszy koniec świata jest. Na fotce Dżemil Gembicki, opiekun meczetu, przewodnik, wyznawca islamu. Za żonę ma katoliczkę. Bardzo sympatyczny gość, lubi mówić.
Postanowiłyśmy wracać przez Puszczę Knyszyńską - bo krócej i, jak to zwykle w puszczach bywa - pogubiłyśmy się. Na leśnych duktach zaplątałyśmy się i trafiłyśmy na dziwne miejsce w środku lasu - Grzybowszczyzna: ulica o ziemnej nawierzchni, po bokach drewniane domy na klucz pozamykane, we wsi nikogo. Zapukałam do którychś drzwi - w oknie pojawiło się dziecko ale drzwi pozostały zamknięte. Dopiero na podwórzu ostatniego domu stał człowiek, który nam drogę wskazał.
Chyba byłyśmy trochę spłoszone bezludziem, bo mijając drogowskaz Wierszalin, nie zboczyłyśmy z drogi. Myślałam, że to siedziba teatru Wierszalin, dopiero potem doczytałam co to naprawdę Wierszalin jest. Otóż w 36 roku pojawił się tam prorok Ilja - chłop z sąsiedniej Grzybowszczyzny, który założył prawosławną sektę działającą jeszcze w 60-tych latach XX w. Całkiem ciekawa historia z tym prorokiem. http://miniwycieczki.blogspot.com/2014_06_01_archive.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz