Do Sławatycz - na południu miałyśmy dłuższy kawałek więc pojechałyśmy autem. Potem dalej na wschód - do Jabłecznej i jeszcze dalej - nad sam Bug. Bardzo chciałam zobaczyć najstarszy w Polsce, męski klasztor prawosławny, jedyny, który nigdy nie zmienił wyznania. Nie wiem czego się spodziewałam. Po lewej widok na dzwonnicę z bramą, cerkiew i klasztor - od strony ozdobnego ogrodu z sadzawką. Złote dachy większości kopuł cerkiewnych są specyfiką współczesnego prawosławia. Taka moda. Ta blacha to stal nierdzewna pasywowana na złoty kolor, produkowana w Rosji. Nie tania.
Klasztor usytuowany jest na samym końcu świata, nad Bugiem, za rzeką
jest już Białoruś. Podobno kiedyś znajdował się po wschodniej stronie
rzeki, dopiero w 2 poł. XIX w. jeden z przeorów zdecydował o przekopaniu
koryta Bugu celem zmiany jego biegu - klasztor znalazł się na brzegu
zachodnim, na terenie dookoła oblanym nurtem wody: Bug od wschodu i
pozostałości dawnego koryta rzeki - od zachodu. Obejrzałam to na mapie
google - kawał roboty musieli braciszkowie wykonać - bo podobno oni to
zrobili.
Obecna klasycystyczna cerkiew pochodzi z 1 połowy XIX w. Stara XV - wieczna po upływie wieków nie nadawała się do remontu. Wnętrze przytulne, na ścianach freski, biało - złoty ikonostas, ikony osłonięte haftowanymi szalami i bardzo sympatyczny mnich snujący historie, goszczący w klasztorze w ramach wakacji. Zupełnie inaczej niż w monumentalnym Supraślu, gdzie byłyśmy kilka dni później.
Mnisi prawosławni (których widziałam) są brodaci, długowłosi,
ascetyczni. Sprawiają wrażenie bardzo uduchowionych i trochę jakby nie z
tego świata. A może Jabłeczna nie jest z tego świata a
prawosławie jest dla mnie egzotyczne ? A może zakonnicy w ogóle takie
wrażenie robią na człowieku ? W końcu milczących mnichów z
pustelniczego klasztoru kamedułów na krakowskich Bielanach pamiętam do
dziś mimo upływu miliona lat. Znalazłam w necie fotkę z 30-tych lat XX w. - mnisi i pracownicy klasztoru w Jabłecznej, ale ci są bardziej "krwiści" niż ci, których widziałam. Jeden taki, chudy i uduchowiony, zrobił kilka rundek wokół klasztoru z wielką deską w kształcie wrzeciona, w którą uderzał drewnianym tłuczkiem. Wzywał mnichów na modlitwę. Analogiczne urządzenie widziałam w skicie w Odrynkach.
Klasztor nosi wezwanie św. Onufrego - od wizerunku z cudownej ikony, która ponoć spłynęła z wodami Bugu. Pełna historia dostępna jest tutaj: http://www.klasztorjableczna.pl/
Teren klasztoru jest bardzo starannie uporządkowany. Całość ogrodzona jest murem, mur też dzieli teren na części: część z domem dla pielgrzymów, studnią i wypieszczonym ogrodem z sadzawką, część ściśle klasztorną z cerkwią i cmentarzykiem mnichów, ogród warzywny z pasieką, sad. A dookoła łęgi nadburzańskie i ponad 40 pomnikowych dębów, z których kilka rośnie wokół klasztoru. Na jednym z nich, przy drodze dojazdowej - rozmaite wota.
I jeszcze, na zewnątrz murów - dwie kapliczki. Jedna na wprost
klasztoru, z drogą do drzwi wiodącą między szpalerami drzew, druga
- nad Bugiem. Malowniczo.
Ponoć wiosną, gdy rzeka wyleje dostęp do klasztoru trudny jest. Na zakupy braciszkowie jeżdżą raz w tygodniu koparką, zakupy wożąc na łyżce.
Z informacji z netu; ponoć w klasztorze przechowywana jest rękopiśmienna ewangelia z 1498 r. Ale oprowadzający turystów mnich o tym nie mówił. Ja tu piszę o egzotyce sugerującej ogromny dystans do współczesnego świata i jego cywilizacji tymczasem klasztor chętnie korzysta z dobrodziejstw turystyki i immanentnej potrzeby każdego turysty jaką jest nabycie pamiątek. Sklepik z kopiami czyniących cuda ikon i ikonami pisanymi współcześnie, książkami, płytami zawierającymi klasztorny śpiew, świecami, miodami z klasztornej pasieki - funkcjonuje na terenie klasztoru,. zaś w pobliżu - domy i parking dla pielgrzymów.