Najwyraźniej lubię takie grafomańskie sformułowania. Ale jechałam do pracy przez szarawą Kotlinę z resztkami śniegu tu i ówdzie, niebo szare, szosa szara, drzewa szare, szaro wszędzie. Unaoczniam tę szarość za pomocą zrobionego chwilę później zdjęcia z Doliny Siedmiu Domów w Szklarskiej Średniej. Nie jest to to samo ale aura dokładnie taka. W drodze spojrzałam w lewo a tam, nad górami rozjarzone, poziome pęknięcie nieba i szeroki snop światła zalewający Sokoliki. Szkoda, że nie miałam gdzie stanąć. Jeżdżę do tej pracy i nie wiem: czy zmienił się widok na dużo gorszy, czy ja przestałam jego urodę widzieć, ale jakoś nie robią mi się już zdjęcia. Może to przez ogólne zamyślenie panujące w życiu moim. Znowu nie dostrzegam świata zatopiona albo w pracy albo w sobie. Umrę i go nie zauważę.
Jakoś ciężko do pisania mi się zabrać. Napisałam kilka postów, nie publikuję, bo jakieś takie sztuczne i nadęte. Ot, nie idzie mi pisanie. Ale dziś mam ochotę poblablać.
Moje miejsce pracy czyli dom Carla Hauptmanna |
Jest początek roku więc w pracy sprawozdaniowy młyn, szukanie kasy, kontrole, porządki, za grosz czasu by za konkretną robotę się zabrać. Ale już trochę luzuje. Wczoraj mieliśmy promocję trzeciego wydania CarlowoHauptmannowej Księgi Ducha Gór i trochę przyjemnych ludzi przyszło. I tak się zastanawiam. Co za wariaci tu żyją, że czas i ochotę mają spotykać się po nocy i ględzić na temat, trudnym językiem pisanej, bajki i na temat stworzenia, którego nikt nie wdział a wszyscy traktują go jak ojca i matkę razem wziętych albo jakiegoś boga nawet czyli o rzeczonym Duchu Gór. I to z wyraźną estymą, uwielbieniem wręcz. Postać zdecydowanie przedwojenna, nawet przed wszystkimi tutejszymi wojnami stworzona, zaktualizowana do lokalnych potrzeb współczesnych w latach 90- tych XX w. A może to efekt ludzkiego szukania sensu ? Jedni szukają boga, inni sił natury dając im cechy demiurga, jeszcze inni - ducha, nieziemskiego autorytetu. Tak na marginesie to wczoraj trafiła mi się dość niezwykła rozmowa. Gawędziłam z panem od zabezpieczeń i, nie wiedzieć kiedy i czemu, rozmowa zeszła na religijne tory. Mężczyzna do wydatowania ciężki, bo zadbany ale w wieku, w którym większości wstyd do szukania sensu się przyznać. (kiedyś zapytałam przyjaciół o sens, popatrzyli na mnie jak na idiotkę, z tekstem "a nie jesteś już za duża by szukać ?) To co mówił, widać było, że ma głęboko przemyślane. Rzadko spotyka się człowieka, który tak bardzo głęboko wierzy. Wprawdzie sens jego wiary jest mniej więcej taki jak mój - zewnętrzna siła stwórcza - lecz on nazywa ją Bogiem innej możliwości nie dopuszczając i pod jej pieczę się oddaje, ja - naturą bądź wszechświatem i nie uzależniam od niej swojego życia. I w moim wypadku nie jest to chyba kwestia wiary jedynie ustawienia proporcji między człowiekiem w światem. No i ja nie traktuję tej siły jako opiekuna, co robi on. I wierzy. Zazdroszczę ludziom takiej wiary, ja chyba zbyt zadufana w sobie jestem, by oddać się w czyjąś moc. No i praktyka jego wiary. Nie kościół i ceremonia, kościół i medytacja. Czyż skądinąd tego nie znamy ?
Szamanówka zimą |
Wracając do Ducha Gór. Większość tutejszych to niespokojne duchy, szukacze, tacy, co miejsca u siebie znaleźć sobie nie mogli. Jest tutaj coś takiego, co jak magnes przyciąga. Moja młoda koleżanka (też z daleka) sądzi, że może skład geologiczny skał powoduje magnetyczne fluidy, działające na niektórych, którzy charakterystyczną cechę pragnienia iskierki wolności posiadają. Może i tak, może stąd taka estyma dla Ducha, który jest ucieleśnieniem tego czego szukają.
Z innych zdarzeń to takie tylko, które ujawniają mój totalny brak asertywności. Jestem zmęczona nadmiarem, więc uczę się odmawiać dodatkowych zadań. Nic z tego. W końcu ubiegłego roku, napastowana przez jakieś stowarzyszenie z Dachau, zgodziłam się na współpracę z nimi. Że znajdę im czwórkę artystów z Młyna, którzy chętnie pojadą na warsztaty "Siła wiatru" w Dachau, w czerwcu 2015. Czwórkę z trudem znalazłam (wbrew pozorom artyści chętni nie są, nawet jeśli dla nich wyprawa jest bezkosztowa), nawet obiecałam, że jakiś tekst napiszę. Tymczasem przyszły deklaracje uczestnictwa, w tym moja, określająca mnie jako historyka sztuki i poetkę (!!!!) i ciężko napracować się musiałam by rzecz całą odkręcić. Mam nadzieję, że się udało. Nie mogę jechać bo Tydzień Świętego Jana w czerwcu robimy. I to też objaw nieumiejętności powiedzenia NIE. Anita K., mnie ścignęła, że możemy kasę dostać z euroArtu na artystyczne działania. Trzeba tylko projekt zrobić i wniosek złożyć. Nawet się nie spostrzegłam kiedy się zadeklarowałam, wymyśliłam projekt i napisałam wniosek, obiecałam, że zdobędę resztę finansowania, zorganizuję międzynarodowy plener i Tydzień Świętego Jana, Jarmark Świętojański oraz wezmę udział w obchodach Świętojańskiej Nocy. Nawet się zapaliłam: ot, przypadkiem przywrócimy przedwojenną tradycję miasta. A teraz się martwię: kiedy ja to wszystko zdążę ?
To kokieteria jest oczywiście:))), bo wiadomo że się nakręciłam i zdążę. Ale czy ja normalna jestem ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz