A wiosna nie sprzyja pisaniu lecz krzewieniu aktywności lokalnej w postaci wypraw rowerowych oraz prac ogrodowych. Podobno śnieg spaść ma w sobotę ale nie wierzę. Przedwczorajszy z psem spacer skończył się dla nas tragicznie. Najpierw przez pola i lasy powędrowałyśmy do Siedlęcina ( ja na rowerze, ona nogami). Jest dosyć sucho, nie padało cały luty i dotychczasowy marzec, więc Fiolka spragniona wody wcierała w siebie wilgoć ze wszystkich możliwych rowów. Nasze ponowne pojawienie się we wsi sprowokowało huragany śmiechu. Biszkoptowy zazwyczaj pies był brunatno-szary, oklejony błotną mazią. Na koniec spaceru udałyśmy się więc do opuszczonego stawu, gdzie pies zażył prawdziwej kąpieli. Co mi potem na mózg padło by nosić kamienie ze skalniaka w celu oczyszczenia go z chwastów ? Nie wiem. Taka widocznie moja głupia natura: gdy poczuję trochę powera w sobie - nie odpuszczam, dopóki nie padnę. Jakbym się bała, że nigdy potem siłowy przypływ się nie zdarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz