We Wrocku dzisiaj byłam. Kiedyś było to miasto bez którego nie umiałam żyć, a teraz myślę, że to miasto, w którym nie da się żyć. Przynajmniej takie jak ja prowincjuszki nie mogą. Wszystko się dzieje za głośno, za szybko. Ledwie się przyzwyczaję do jakieś ulicy następnym razem jest inna. Teraz np.gdzieś wcięło budynek DZKOLu, w jego miejscu pojawiła się tylna część galerii ARKADY. Trafiłam spokojnie na spotkanie z dzieckiem na Placu Grunwaldzkim, potem pojechałyśmy na kawę mrożoną do rzeczonych arkad , po czym odwiozłam ją na uczelnię - na stadion i wróciłam na Krzyki po koleżankę i jej mamę. Sprawnie mi się jechało, w aucie czuję się bezpieczna, ale jak mam wjechać w parking podziemny lub naziemny to skóra mi cierpnie. A dziecko jak w swoim żywiole. Szybka, rozbiegana, oblatana i rozwiana, jest u siebie. Zazdroszczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz