Zakopane ze swoją rdzennie polską przedwojenną kolonią artystów, po wojnie "zasiedlone" artystami przybyłymi głównie ze zniszczonej Warszawy, dostało spory zastrzyk finansowy na działalność artystyczną. Uruchomione zostały dawne galerie i szkoły artystyczno - rzemieślnicze. I choć to wszystko finansowane było "z centrali", a więc od niej ideowo uzależnione, to rozwijać się miało gdzie i za co, a ferment i tak fermentował.
To samo urokliwy Kazimierz - odbudowana z powojennych gruzów perełka architektury uznana za wielką narodową wartość. I dobrze, bo zasługiwała. Chodzi mi o tę kasę, która na ową perełkę poszła.
Szklarska ? Szklarska, podobnie jak całe Karkonosze traktowana była po macoszemu. Początkowe zachłyśnięcie tym ziemskim rajem, jakże innym od reszty zniszczonego kraju, objawiało się tłumnymi wizytami artystycznego światka. Bardziej aktorsko - piosenkarskiego, dzisiaj rzec by można - celebryckiego, który zjawiał się tutaj na kilkudniowe wypady, bale, rauty, popijawy. Wiecie, że bywał tu Z. Cybulski ? Literaci, którzy przyjechali w góry zaraz po wojnie popełnili chyba błąd.(Wbrew pozorom było ich sporo, choć mojemu pokoleniu bliżej kojarzą się jeno nazwiska Centkiewiczów- Jelenia Góra i Sztaudyngera- Szklarska P. ). Nie poszukali oparcia w stolicy, ideowcy uwierzyli w utopijne nowe. Związek Pisarzy Sudeckich zdążył odbyć tylko jedno spotkanie, a już został rozwiązany. Ten sam los spotkał dolnośląski oddział Związku Zawodowego Literatów Polskich, zawiązany w karkonoskiej Przesiece przez E. Kozikowskiego zaraz po wojnie. Na ile w grę wchodziły przedwojenne konflikty literatów, na ile obawa przed zbytnią samodzielnością i separatystycznymi tendencjami ? W każdym razie główny adwersarz Kozikowskiego - Iwaszkiewicz - rozwiązał dolnośląski oddział ZLP, jak tylko został ogólnopolskim prezesem. Notabene niechlubnym, jak się potem okazało.
A potem na długie lata zapadłą cisza, bo artystycznych szklarzy pracujących w hucie "Julia" nikt tutaj za artystów nie uważał, dopóki w jeleniogórskim muzeum nie powstał dział szkła artystycznego. Ale to i tak do ogólnej świadomości nie bardzo dotarło.
Do czego zmierzam. Ano do tego, że mówimy o karkonoskiej kolonii artystów, a tak naprawdę po wojnie zupełnie szans nie miała i nie wiem czy ma teraz. Bez zaplecza instytucjonalno - galeryjnego (BWA w Jeleniej Górze, ODK na Zabobrzu, mała salka u nas i to dopiero od 95 r., kilka prywatnych galeryjek pełnych raczej użytkowych gadżetów niż dzieł sztuki), bez środków na wystawy, plenery, bez międzynarodowych, ba... ogólnopolskich wystaw, przeglądów, konkursów. Teatr Cinema i artyści po domach pochowani i zajęci zarabianiem na życie, kolonii artystycznej na wzór tamtych dwóch nie uczynią.
Ale po zastanowieniu... Kolonia artystów to forma emigracji społecznej, wybór wolności i niezależności. Więc czy tak naprawdę z tych trzech karkonoska kolonia nie jest jedyną autentyczną ? Czy nie widać tego po powstającej w niej sztuce ? ( Nie wiem, po wymianie wystaw z Kazimierzem wielu doceniło naszych artystów, tak mało komercyjnych. )
Nie kończę tematu, choć nie mam weny - gnębiona przez towarzyszy niedoli:)))
Chociaż u nas też była niezła szkoła rzemiosł artstycznych i padła. A liceum Plastyczne Kenara w Zakopanem kwitnie.
OdpowiedzUsuńeee, damy rady, może to po Worpswede rozruszamy jakoś...
OdpowiedzUsuń