środa, 29 sierpnia 2012

archaiczna bryła

czyli proporcje z przechyłem w stronę dachu. To co lubię.   Budownictwo okolic Lubawki. Niskie ściany, najczęściej zrębowe, czasem przysłupowe, bardzo wysoki i stromy dach, czasem kryjący dwie kondygnacje użytkowego poddasza. Niewielkie okna, najczęściej ościeżnicowe polskie, czyli ze skrzydłami zewnętrznymi otwieranymi na zewnątrz. A często i ościeżnicowo - krosnowe, z tymi zdejmowanymi na lato zewnętrznymi oknami. No lubię, dobrze czułabym się w takim (oczywiście po wcześniejszym osuszeniu), mogłabym w takim mieszkać albo agroturystyczne gospodarstwo poprowadzić.


Górny - datowany na około połowę XIX w. Ten z boku - również. Obydwa, jak to tutaj bywało, mieszkalno - gospodarcze. Uważam, że w tych domach drzemie zupełnie niezauważony potencjał. Gdyby lokalne władze choć ociupinkę tego potencjału zauważyły, zainicjowały działania dla zdobycia funduszy na ich remont, zmotywowały właścicieli pożyteczną, turystyczną infrastrukturą stałby się tu raj turystyczny na ziemi. Tereny piękne, architektura piękna. Potrzebne kible, woda, jakaś knajpka, konie lub rowery i hajda !! Miejsce najlepsze w Europie.

środa, 22 sierpnia 2012

różowe czy czarne ustrojstwo


Jestem zaskoczona, żeby nie rzec  zbulwersowana. Do tej pory znałam kodeks etyki muzeów ICOMu http://icom.museum/fileadmin/user_upload/pdf/Codes/poland.pdf, którego mi nikt nie narzucał, a który przyjęłam naturalnie wraz z zakresem obowiązków,  który tworzy ogólne normy funkcjonowania tak specyficznych placówek oraz tak specyficznych pracowników jak my.  Wydaje mi się, choć może naiwnie,  że w moim całym życiu kieruję się zasadami etycznymi, które wyssałam z mlekiem matki (choć zostałam antyklerykałką, ale tolerancyjną i niewojującą), wydaje mi się, że zdecydowana większość moich współpracowników, znajomych i przyjaciół działa w oparciu o podobny zestaw norm. Obraża mnie obowiązek podpisania deklaracji, że będę „przestrzegać ogólnie przyjętych norm etycznych”.  Bo to znaczy, że jestem podejrzana o ich nieprzestrzeganie.  
Jakiemuż urzędnikowi to do głowy przyszło i po  co ?  W kraju, w którym korupcja urzędnicza jest  normą (spostrzeżenie w oparciu o codzienne wiadomości TV),  gdzie nic nie załatwisz bez układów i pleców,  a posiadanie ich  staje się  powodem dla orderów.  Kolejny nikomu nie potrzebny papier ?
Kodeks nakłada na mnie obowiązek nie krycia własnego zdania....

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

wysokogórsko czyli inaczej

wysokogórsko... o ile tak nazwać można nasze pagórki.I o ile okolice Lubawki są nasze.
Oto karczma sądowa  z 2 poł.XVIII  w., w Uniemyślu czyli nieco na pn. od przygranicznego Okrzeszyna, w tzw. Worku okrzeszyńskim. Też piękne tereny, przepiękne nawet,  a dość mało popularne turystycznie.
Chałupa pszysłupowo - zrębowa z bardzo wysokim dachem. Wprawdzie część budynku jest murowana ale rzadko można na żywo spotkać takie architektoniczne cacko. Zwróćcie uwagę na misterny montaż drewniany pod okapem w elewacji frontowej.
I niżej - malowniczo położona i bardzo malownicza  wilijka z lat 1916-18, cacuszko zupełnie innego typu. Też Uniemyśl.



sobota, 4 sierpnia 2012

kiedy znika sens

A tak naprawdę znika tylko wobec spraw ostatecznych. Umarła nasza koleżanka Ania Gniadzik cicho, spokojnie, bez fanfar i przemówień, tak jak żyła. Zbyt wcześnie, zbyt wiele spraw niedokończonych, zbyt wielu przyjaciół zostawionych. Porozłaziło się to wszystko. Kiedyś spotykaliśmy się po każdym otwarciu wystawy, a jak wystaw nie było - szukaliśmy byle pretekstu, by się powygłupiać, potańczyć, pośpiewać... "serce słowianki", tematyczne bale przebierańców -  karnawałowa codzienność.  Kiedy Anka przyszła do pracy w muzeum - nie pamiętam. Szybko zresztą odeszła - porwał ją Marcin Zawiła,  pierwszy (? - już nie pamiętam) prezydent Jeleniej Góry w wolnym kraju. Została sekretarzem miasta i popadła - naszym, muzealnym zdaniem - w pracoholizm, nie mając czasu na nic, zwłaszcza w porze kolejnych wyborów, które organizowała. Do końca jej to nie przeszło ale z czasem nauczyła się tak organizować czas, by starczyło i dla przyjaciół, których miała niemało.
Zeszłoroczny sylwester spędziłyśmy razem - na nartkach po nocy biegliśmy z przyjaciółmi  na Orle do Jakuszyc. Prowadziła nas, klęłam w duchu, takie chuchro a takie narzuciła tempo... choć chyba nigdy nikomu na narzucała czegokolwiek, zbyt uważna i subtelna w kontaktach międzyludzkich. Tak jak trzymała się daleko od błyskotliwych świateł robiąc swoje, kompetentnie, konsekwentnie, starannie.  Jak mało jest teraz takich ludzi. Unikających układów, pracowitych, ustawiających realną pracę i własny pr we właściwych proporcjach, właściwe niemodnie nie stosujących autopropagandy.
W kwiaciarni  poprosiłam o białe róże, bo biały kojarzy mi się z Anią. I białą wstążkę bez napisów. Kwiaciarka spojrzała na mnie badawczo.. "Pogrzeb Ani Gniadzik ? Bardzo nam kiedyś pomogła.."