Oto Herman Hendrich, bohater
naszej najbliższej wystawy – jego autoportret.
Geniuszem sztuki malarskiej to on
nie był, nie tylko do Rembrandta mu daleko. A jednak zapisał się w historii. Czasem tak jest, że średnich lotów artysta (z
formalnego punktu widzenia) pozostawia
po sobie mocny ślad. Trzeba tylko, by nosił w sobie jakąś ideę i głosił ją, a
nawet wcielał w życie. Nie „sztuka dla sztuki”, tylko sztuka po coś. Taki był Hendrich.
Czytam sobie o nim i tak się zastanawiam, co nim kierowało.
Utalentowany był od dziecka, ale
nie na tyle, by publiczność powalić na kolana. Pracował więc długo jako
litograf, projektował firmowe katalogi, wieczorami malował. Do szuflady. Mimo,
że szkolił się u mistrzów z Monachium i Berlina, nikt nie chciał zainteresować się
jego sztuką, docenić, zrobić wystawę… Spakował więc manatki i wraz z kolegą wybrał
się w artystyczną podróż. Do Norwegii. Wędrowali pieszo, podziwiali krystaliczną
urodę zimnego świata, zanurzali się w lodowatej wodzie, przeżywali mistyczne
uniesienia w drewnianych kościółkach,
słuchali pradawnych opowieści i malowali. Najwyraźniej ku duchowości miał Hendrich
predylekcję.
Inna
sprawa, że fajny czas to był. Świat się przebudowywał, mechanizował,
industrializował, rozwartswiał i przyspieszał, znaczy – prawie się walił. Ludzkim
zadaniem stało się bogacenie, obrastanie w materialne dobra. A zamyślenie
nad sensem tego wszystkiego ? A duch jakiś, idea? Ludzie o innej niż materialistyczna konstrukcji
pogubili się, zaprotestowali przeciw istniejącemu porządkowi, mieszczańskiemu filisterstwu,
skostniałej sztuce. Wyruszyli na rubieże i zaczęli przebudowywać świat, Tak z
grubsza powstały artystyczne kolonieJ)))
Kolejnym doświadczeniem naszego
malarza była Ameryka, gdzie odwiedzał brata. A przy okazji obejrzał jak działa
świat biznesu, zrozumiał rolę konceptu, znaczenie reklamy i to, że swoją
przyszłość można i trzeba wziąć we własne ręce. Pomógł mu niewątpliwie fakt, że
po autorskiej wystawie w Stanach sprzedał
wszystkie obrazy. Wrócił więc z kapitałem.
Czy
tam wymyślił koncept, czy wpadł mu do głowy podczas słuchania Wagnera i
zachwycania się jego ideą gesamtkunstwerk – tego nie wiadomo. W każdym razie wrócił
zaopatrzony w taki biznesowo–wagnerowski arsenał. I kasę.
Postanowił budować sale dla swoich wystaw, pokazywać
w nich swoje obrazy, spiąć to wszystko jakąś nośną idea, która trafi choćby do
podobnych do niego. Szybko okazało się, że trafił do wielu.
Najpierw
zbudował Halę Walpurgii–na Hexentanzplatz w Harzu, potem Halę Legend w
Szklarskiej, potem Halę Nibelungów w Kȍnigswinter, na koniec Halę Legend
Niemieckich w miejscowości leżącej dziś w obrębie Solingen. Czyli sukces.
Dlaczego
więc popełnił samobójstwo? I to prawdopodobnie
pod kołami pociągu.
Jeśli
nie macie nic przeciwko, będę sobie przez jakiś czas pisać o Hendrichu, gdyż
jestem zafascynowana tym artystą-człowiekiem- biznesmenem-wizjonerem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz