piątek, 15 września 2017

na marginesie pisania o Wlastimlu - jak Malczewski malował Hofmana


twarz Hofmana po lewej stronie
       Chyba trudne jest być dla kogoś autorytetem.. Jak Malczewski dla Hofmana - jego nauczyciel, przyjaciel, mentor. Czy dla Malczewskiego Hofman był przyjacielem ?   Nie wiem, dla niego kimś takim był chyba Matejko. Niekoniecznie ze względu na sztukę, ze względu na autorytet właśnie.  Dorota Kudelska, która bada twórczość Malczewskiego,  nie spotkała jeszcze - jak mówi - jego opinii na temat Hofmana. Szkoda, mielibyśmy dwugłos. Bo Hofman go wielbił,  nazywał Michałem Aniołem współczesności. Poniekąd się z tym zgadzam, choć sztuka Michała Anioła do mnie nie przemawia, sztuka Malczewskiego - tak. Kiedyś w Palestynie wygłosił Hofman wykład na temat swojego artystycznego guru. Tam sprecyzował walory sztuki Mistrza. Cytując leonardowską definicję dzieła doskonałego, wskazał tę doskonałość na przykładzie Śmierci Ellenai Malczewskiego.  (To blog jest więc skracam sobie tekst do woli).  To doskonałość formy: rysunek jest wielki, szeroki, monumentalny i syntetyczny; światłocień  doskonale przeprowadzony, koloryt pełen dostojnej  harmonii ... Koloryt podkreśla nastrój uczuciowy w obrazie, służy założeniom kompozycyjnym dzieła, nigdy nie jest przypadkowym, wiernym fotograficznym odbiciem chwili.
To doskonałość uczucia - uczucie, które przemawia do widza.
To doskonałość idei, nieodłącznego elementu dzieła. Jego (Malczewskiego) wpływ na  artystów jemu współczesnych był ogromny, coś w rodzaju wpływu  Bajrona na romantyków różnych narodów.
     
Wielki nauczyciel  jest ważny dla każdego malarza. Dla Hofmana ważniejsze było coś innego. Malczewski dał mu skrzydła, tak jak on sam, kiedyś później przypiął skrzydła młodemu Sztaudyngerowi. Mistrz wskazał uczniowi drogę i tylko leciutko pchnął na nią, dał mu warsztat nie dusząc indywidualności,  nauczył konsekwencji i wiary w swoje cele. 
            Malczewski w owym jeszcze czasie  nie miał wielu uczniów. Było nas najwyżej  około piętnastu, ale każdy z nas, już po kilkudniowym pobycie na jego kursie, nabrał jakiegoś, nieokreślonego i może nawet niezupełnie uświadomionego przeświadczenia o swojej wyższości wobec kolegów z innych kursów. Malczewski bowiem swoją oryginalnością, nowością swych poglądów, swym żywym i niesłychanie śmiałym, a równocześnie bystrym i  trafnym krytycyzmem impregnował całe swoje otoczenie. Kiedy przyszedł na korektę, zdarzało się, że korektę przerywał, kazał się modelowi ubrać i zaczął z nami mówić o sztuce. Z jak błyszczącymi od wewnętrznego żaru i wzruszenia  oczyma wychodziliśmy po takich rozmowach… W zetknięciu się z nim, niesłychanie swobodnym i koleżeńskim, przemieniliśmy się ze swobodnych studentów, w nieuznających żadnych kompromisów zapaleńców, pełnych entuzjazmu dla wielkiej sztuki. I to wszyscy bez wyjątku.
   
         Malczewskiego pokochałem po pierwszym moim z nim zetknięciu się i to uczuciem entuzjastycznym młodego serca. Należałem do tych, coby się za swego mistrza bili. Malczewski też niewątpliwie wpłynął na moja sztukę decydująco. On to odkrył z całą stanowczością, że jestem urodzonym kompozytorem, że mam swoją poezję i treść i, że szkoda byłby mojego talentu na portrety. Sam Malczewski był malarzem poetą, prawdziwym twórcą. 
          Wlastimil Hofman malował Malczewskiego kilkakrotnie, niestety nie uchwycił w jego portretach tych cech osobowości mistrza, o których tak żywo opowiadał.  On zaś był przez Malczewskiego malowany przynajmniej trzykrotnie. Portret Hofmana znajduje się po lewej stronie postaci siedzącej kobiety obrazie pt. Pytia z 1917 r. (Galeria Lwowska). Dwa kolejne obrazy: Niewierny Tomasz z 1911 r. i Introdukcja (Nike zawiązująca sandał ) z 1914 r. związane są z pewnym wydarzeniem opisywanym przez Hofmana. Otóż, będąc jeszcze studentem, wdał się w spór z kolegą Mitarskim,  który zgodnie z prowadzoną wówczas przez znawców kontestacją sztuki Malczewskiego ostro go krytykował. Ognista dyskusja trwała kilka godzin. Idąc do pracowni rozogniony malarz spotkał swojego mistrza i, po krótkiej rozmowie, pożegnał się słowami „niech się pan profesor trzyma”.  Za jakiś czas ujrzał obraz pt. Niewierny Tomasz, z postacią Malczewskiego w roli Chrystusa i swoją w roli Tomasza. Widocznie Malczewski myślał, że i ja zwątpiłem w jego sztukę. Dopiero później, niejako na przeprosiny J. Malczewski, malując skrzydlatą „Nikę” poprawiającą rozwiązany sandał, umieścił moją głowę obok swojej. Chociaż Hofman malował całkowicie odmiennie od mistrza, idee wpojone przez niego trwały w nim przez całe jego życie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz