Nie wiem jak to napisać, by nie urazić bohaterów opowieści, ale jest to tak niezwykłe doświadczenie, że czuję iż powinnam. Czuję, nie – że umiem uzasadnić. Zrobię to skrótowo, bez emocjonalnych niuansów. Zacznę od tego, że podglądam różne zdjęcia na fb, zwłaszcza te, które odbieram jako klimatyczne. Nie znam się na fotografii, lubię tę, którą czuję. Podglądałam m. in. zdjęcia Z., o którym usłyszałam mimochodem, że jest profesorem i, że połowa moich znajomych go zna. I, że on często bywa u nas w muzeum. Nie widziałam? No nie, ale ja często nie widzę, bo nie mam czasu.
Jakiś czas później dowiedziałam się, że Z. nie żyje. Zdziwiłam się, taki młody ? I zapomniałam. Tym bardziej, że później pełniłam czyjeś obowiązki i stałam się jeszcze bardziej zajęta. Pewnego dnia dostałam zaskakujące info od pewnej dziewczyny – kobiety, że musimy się spotkać, gdyż Z., jej partner, zostawił obrazy w spadku dla mojego muzeum. Zaniemówiłam.
Jadąc dwa miesiące później w
delegację do Torunia wraz z koleżanką, postanowiłam zahaczyć o ich miasto. Lał
deszcz, pogoda była wstrętna, nic nie sprzyjało poznawaniu nowych ludzi. Przywitała nas młoda, ciepła,
sympatyczna blondynka, M. - również
profesor. Okazało się, że dowolna ilość z 47 obrazów wiszących na ścianach ich domu
może
wzbogacić zbiory muzealne, mam tylko sobie
je wybrać. Dlaczego???
Bo Z., jej partner, czytał mojego
bloga i czuł na tyle silne pokrewieństwo dusz, że…
Dlatego ???? A na co zmarł ? Depresja…..
Gdy byłam dzieckiem, czytając jakiś chiński horoskop - a wierzę w gwiazdy - wyczytałam, że siódemka (czyli ja) najczęściej charakteryzuję się jakąś chorobą psychiczną. Mam problemy z psychiką, miewam depresję ze stanami lękowymi, co od kilku lat leczę. I nie wiem czy to rzeczywistość, czy też wmówiłam sobie zgodnie z posiadanym syndromem Lady Makbet. Nie ważne. W każdym razie widocznie moja psyche czytelna jest dla pobratymców, również w słowie pisanym, gdyż mam nieprawdopodobną liczbę znajomych z mniej lub bardziej poważnymi schorzeniami tego typu.Chyba mnie to nie cieszy. Choć wiem, że są to ludzie daleko bardziej ciekawi, niż jacykolwiek inni.
Zrobiłyśmy fotografie - nie chciałam sama decydować co wybrać. Zabrałam również cztery segregatory formatu A4 z pocztówkami z Dolnego Śląska, by przekazać je człowiekowi z Gór Izerskich, którego Z. bardzo poważał (człowiek również zaniemówił, gdy mu przekazywałam). I zaprzyjaźniłam się z M. Przyjeżdża w Karkonosze, spotykamy się i gadamy. Choć jesteśmy totalnie różne. Razem zrobiłyśmy wystawę zdjęć Z., z nią i młodym człowiekiem ze szkoły artystycznej, który z nią współpracuje. Razem jedziemy do Sokołowska. I razem mamy napisać książkę poświęconą Z. Tylko czy ja psychicznie podołam?