Oglądając „Thelmę i Louise”, myślę o tym jak powstaje desperacja, a może raczej uczucie wyzwolenia, zachłyśnięcie się poczuciem wolności. Czemu tak mocno to rozumiem? Choć od tylu lat samostanowię o sobie?
Coraz
częściej łapię się na tym, że czuję niechęć do … nie wiem jak to powiedzieć.. niechęć
do potencjalnych związków z mężczyzną, do mężczyzn, jako elementów związku. Cenię
facetów za intelekt, za cechy, których my nie mamy, za odpowiedzialność, którą
widzę, zwłaszcza u wielu młodych facetów. Ale gdy myślę o gościach w stosownym
dla mnie wieku, czuję niechęć. Patrząc na potencjalnych partnerów myślę, że pokolenie nie jest cool, w większości. Jakby zatrzymali się gdzieś... Dlatego może nie jestem w stanie zrozumieć
potrzeby poszukiwania partnera. Teraz, kiedy już jestem duża, wszystko mogę
sama... Co musi mieć facet, bym poczuła potrzebę bliskości? Czy ja ją w ogóle mam? Lubię swoją wolność.
Może rzecz w tym, że od 17 lat jestem sama? Były jakieś krótsze i dłuższe związki i chwatit, nie. Przeżyłam, wydaje mi się, bardzo trudne momenty – konieczność utrzymania dwójki dzieci w świetle niewielkich zarobków i kredytu w CHF niefrasobliwie wziętego przez zmarłego męża oraz własnej dupowatości finansowej w poczuciu własnego niedowartościowania i ciągłej potrzeby sprawdzania swoich umiejętności i możliwości...
...........