|
Else Ury |
Else Ury wywodziła z rodziny żydowskich
ortodoksów, ale o dziwo, została wychowana bardzo liberalnie, w przekonaniu, że
religia jest sprawą prywatną. Mimo żydowskiej genezy całkowicie wrosła w
kulturę niemiecką, kochała ją, czuła się Niemką. Dlatego paradoksem jest, że w
1933 r. została wykluczona z Izby Pisarzy Rzeszy, potem zginęła w Auschwitz z
rąk ludzi, których uważała za braci.
To że była feministką
w końcu XIX i pocz. XX w., to żadne wielkie halo, Europa była wówczas pełna
feministek, nie tylko wojujących słowem i pismem, również wcielających w życie
swoje idee. Wszyscy znamy Marię Skłodowską- Curie, mało kto słyszał o drugiej
Polce, która zawojowała Zurych. Józefa Kodis–Krzyżanowska najpierw studiowała nauki społeczne w Genewie, a potem filozofię
i przyrodę w Zurychu, u Avenariusa - mistrza Carla Hauptmanna. Tu zawróciła w
głowie wielu młodym mężczyznom. Carl Hauptmann nawet o rękę
ją poprosił, mimo iż dopiero co ożenił się z Martą Hauptmann. Józefa najpiękniejsza
nie była, ale uwodziła wiedzą, elokwencją, emocjonalną obroną swoich idei. Notabene kochał się w niej również Gabriel Narutowicz, ożenił się z jej siostrą Ewą, ponoć dlatego, że chciał być blisko szwagierki.
|
Kodis-Krzyżanowska |
Wracając do Ele Ury – skończyła klasyczną szkołę dla panien,
gdzie uczono - ogólnie mówiąc - roli matki i żony, potem zrobiła maturę i stała
się publicystką gazety „Vossische Zeitung”. Pisząc książkę „Studiująca
dziewczyna” przekonywała o wadze wykształcenia kobiet i, że to wykształcenie
nie przeszkadza w życiu rodzinnym. Wydała 40 bardzo poczytnych książek, a
największą popularność zdobyła jej seria „Beniaminek” - obraz szczęśliwego, rodzinnego życia. W
związku z tym, że mieszkała w Karpaczu, w jej książkach w tle pojawia się
przyroda Karkonoszy, także tutejsze legendy i gwara.
I Marta Hauptmann, wychowana w tym samym okresie – w czasach fascynacji ruchami kontrkulturowymi
(bo takimi były artystyczne kolonie) – sama zafascynowana wszystkimi nowymi
prądami – poszła zupełnie odmienną drogą. Była klasyczną, mieszczańską żoną ,
kobietą stanowiącą oparcie dla ukochanego męża.
Inna sprawa, że trudno inaczej funkcjonować
przy tak charyzmatycznej postaci jak
Carl Hauptmann. Jak mogła pokazać charakter skromna i cicha dziewczynka, która
długo nie umiała się zdobyć na powiedzenie własnego zdania? A jednak w końcu
stała się dla Carla opoką. Po rozwodzie z nią i ślubie z młodziutką malarką
Marią Roehne, codziennie biegał do domu Marty po poradę, albo pisał jej liściki
„na serwetkach”. Najwyraźniej była dla
niego autorytetem – dla kogoś, kto sam był autorytetem dla wielu. Niemniej to ona stworzyła w ich domu w
Szklarskiej Porębie centrum kultury nie tylko dla miasta, również dla Wrocławia
i Berlina. Scenografia dla jednego aktora.
Niewiele mówi się o Marcie, dlatego polecam jej pamiętnik. Pokazuje tu osobowość swojego męża od podszewki, ale
też pokazuje tło kulturowe, fascynującego w tym czasie Berlina – wylęgarni talentów, kuźni nowych idei, z których jedną
była kolonia artystów. Notabene książkę
wydał Dom Carla i Gerharta Hauptmannów we współpracy z prof. Krzysztofem A. Kuczyńskim.
Polecam. Trzeba się tylko przyzwyczaić do męskiego, twardego dosłownego
tłumaczenia germanisty.