poniedziałek, 31 sierpnia 2009
zeszłam na psy ostatnio
wtorek, 25 sierpnia 2009
Wieści od Grzegorza Ż.- cytuję
Z mikrofazy miał skarpety
Z polarteku miał kufaję
Podkoszulek z Power-draja
Gumofilce z gore - texu
Dresy w paski zaś z lumpeksu
Rękawiczki z thinsulatem
Tudzież gacie z termostatem
A i tak jak było ślisko
Wziął normalnie spadł w urwisko
Ma nagrobek hi-tecowy
Plastikowo - żelbetowy
Na nim ekran zaś plazmowy
Oraz napis z tymi słowy:
Tu spoczywa postępowyYeti,
co udawał człeka
Krok postąpił za daleko
poniedziałek, 24 sierpnia 2009
Znowu coś czemu nie mogę się oprzeć. NIEMEN
Nastrój Wiernej Rzeki, małej wioseczki Mąchocice - Scholasteria.. pełnej czerwonych maków w słonecznym zbożu.. ale to w Górach Świętokrzyskich albo w okolicach Sandomierza, gdzie się wychowywałam.
Oczywiście zdjęcia są autorstwa Tatiany Cariuk, mojej duszy siostrzanej, publikowane za jej zgodą i wiedzą. Na zasadzie - a niech ma, niech się cieszy.
niedziela, 23 sierpnia 2009
Kompetencje (przeniesiony)
Rosyjska, polska, niemiecka czy żydowska Łódź
czwartek, 20 sierpnia 2009
środa, 19 sierpnia 2009
gospodarz - efekt wczorajszej włóczęgi
Max Pinkus... skąd ja znam to nazwisko.... Moja skleroza allbo całkowite odcięcie się od codziennych zajęć zawodowych.. W jednej z sal - zdjęcie znajomej gęby - toż to Gerhart Hauptmann !!! Jak żywy !!!!! Niżej - dwie fotki z Rajskiej Sali z Jagniątkowa.. los mnie rzuca w miejsca w jakiś sposób ze mną związane ?
Dział dotyczący twórczości Gerharta Hauptmanna, należał do najbardziej znanych, oprócz wszystkich dzieł poety zawierał wydania zbiorowe z autografami autora (wydania przed 1933 r.), druki młodzieńcze (sprzed 1889 r.), listy, autografy, artykuły prasowe o nim i autorstwa samego noblisty. Bibliografia dzieł Hauptmanna przygotowana przez Wiktora Ludwiga na polecenie i koszt Maxa Pinkusa, oparta była wyłącznie na zbiorach Biblioteki Śląskiej (..) Po śmierci Maxa Bibliotekę Śląską liczącą ok. 25.000 tomów odziedziczył młodszy syn Klaus. W 1936 r. część zbiorów sprzedana została do Górnośląskiej Biblioteki Krajowej w Bytomiu, część do Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Większość zbiorów zaginęła podczas II wojny światowej. (.....). Do wiernych przyjaciół Maxa należał Hermann Stehr, który był częstym gościem w jego prudnickim domu, gdzie napisał m.in. swoje opowiadanie Lutnik (1926).
Do szczególnie wartościowych i szczerych należała przyjaźń z Gerhartem Hauptmannem. Spotykali kilka razy w roku w Rapallo, w Jagniątkowie, albo na Hiddensee, na premierach sztuk noblisty, Hauptmann przyjeżdżał również do Prudnika. Max Pinkus służył radą i pomocą Margarecie Hauptmann przy porządkowaniu Archiwum Hauptmanna (...) Sfinansował wykonanie fresków w tzw. Hali Rajskiej w jagniątkowskiej willi Gerharta Hauptmanna (monumentalne freski wykonał J.M. Avenarius w 1922 r.). Hauptmann szczególnie cenił przyjaźń z Pinkusem, utwalił jego postać w dramatach: Czarna maska [Schwarze Maske] 1928, Przed wschodem słońca [Vor Sonnenuntergang] 1931, Die Finsternisse 1937 (wydane dopiero po II wojnie światowej).
No i czego więcej człowiekowi trzeba.... ?
- no jest mi tak dobrze..
- bo masz dobre towarzystwo
- tak dobrze, że byłabym wściekła gdybym musiała umierać
- masz baaaardzo dobre towarzystwo
Siedzę na murku przed starostwem w Głubczycach, wczoraj pomyliłam je z Głuchołazami i zamiast do Głubczyc pojechaliśmy do Prudnika położonego na trasie, zresztą co to za różnica, tam też mamy interes. Czekam na wspólnika (kiedyś nazwałam go Filemonem - Filem, niech tak zostanie) zabawiając się pisaniem, Tańka śpi w aucie - śpi w każdej wolnej chwili, błyskawicznie sie regenerując.
opolskie"patio" - wszystkie zdjęcia tutaj pokazane zrobiła Tania
Wieś Dz., udalo się, robimy robotę. Wyhaczył nas człowiek z Gliwic lub Zabrza, który kupił tu niedawno dom. Ceglana ściana szczytowa dekorowana rzeźbiarsko rozbudowanymi obramieniami okien, reszta - ruina - do kapitalnego remontu. Przyszedł dekarz wycenić roboty dachowe i odmówił współpracy
- Panie, żeby zrobić ten dach, muszę naruszyć ten gzymsik, nie chcę awantur z konserwatorem, rób se pan sam.
Nowy właściciel, kupując, nie miał pojęcia, że kupuje zabytek, ba, nie wie czy wg prawa to jest zabytek czyli czy jest do rejestru zabytków wpisany. W gminie nie wiedzą bo nie mają GEZ- a czyli gminnej ewidencji od paru lat wymaganej prawem. Podejrzewam, że poprzedni właściciel też nie wiedział. W Księgach Wieczystych nie ma wzmianki, a powinna być. Kto zawinił ? Jakie było prawo w końcu lat 60-tych i 70-tych kiedy tworzono rejestry ? Po czyjej stronie prawo jest teraz ? Kto poniesie konsekwencje niewiedzy i niedoinformowania ? Znając życie - nie urząd.
współczesne wyposażenie jednego z opolskich "patio"
Czerwonków - kolejna, długa poniemiecka wieś, ze dwa budynki współczesne. Budowało się tu bardzo gęsto, dom koło dom, żeby jak najmniej terenu zająć dla ludzi, jak najwięcej przeznaczyć na urodzajne pola... pszenica, buraki cukrowe... Budynek mieszkalny i drugi - tzw. "wycug" ( dawny dom gospodarczy przerobiony na mieszkalny dla starych rodziców, którzy zrzekli się gospodarki na rzecz dzieci) ustawione szczytowo do ulicy, połączone wysokim murem z obszerną arkadową bramą wjazdową i małą furtką. Na przedłużeniu domów - przylegające do nich budynki godpodarcze. Na przeciwległym do bramy końcu - obszerna stodoła z arkadowym przejazdem na pole. Wąskie podwórko w otoczeniu domów - coś na kształt włoskiego patio - wyłożone cegłą lub kostką w przedniej części, z tyłu - trawiaste. Obok, ściana w ścianę - kolejna, analogiczna posesja, kolejny gospodarz. Fotki dorzucę później bo nieobrobione jeszcze. Tak samo wygląda zabudowa czeskich posesji w tym rejonie (wracaliśmy kawałkami przez Czechy), tylko domy są większe, kalenicowo do ulicy ustawione, oddalone od siebie, drewniane bramy w narożnym murze - bardzo archaiczne i bardzo dekoracyjne. Ładne.
Czerwonków wygląda ubogo, domy w większości odrapane, od wojny nie remontowane, na podwórkach bajzel. Dopiero kilka okien we wsi wymienionych na plastiki, śladowe początki remontów - chyba dopiero teraz uwierzyli, że zostaną tutaj na zawsze. Przyjechali tu w czterdziestych latach spod Tarnopola i Zabaraża, gospodarzyli jak mogli i umieli. Teraz, po dziesięcioleciach są już starzy, nie mają sił ani pieniędzy na remonty, pola zdali państwu - za minimalną emeryturę, dzieci poszły do miast, najczęściej nie chcą tego biednego spadku po rodzicach - bo to tylko problem. Umrą, umrze po nich wieś. Nie, nie jest tak źle, jest paru biznesmenów, obszarników, którzy zaczynają na nowo. Może oni stworzą przesłanki do tego by nadal tu mieszkać i życie zaczynać od nowa.
Zupełnie inaczej wyglądają wioski zamieszkałe przez autochtonów.
środa, 12 sierpnia 2009
a co ty masz do roboty.... obrazów pilnujesz..
Kiedyś, w dobie strajków, zastanawialiśmy się co byłoby, gdybyśmy zastrajkowali. Śmiech na sali. Czasem myślę, że pracownicy muzeów sami nie są do końca przekonani o społecznym sensie swojej pracy. Pewnie też dlatego tak rzadko awanturują się o kasę, choć pobory niższe niż nauczycielskie. Kiedy chory człowiek nie może być operowany bo kończyła się kasa w NFZ, to jaki sens ma muzealniczy strajk. Ktoś zauważy ? Mała szkodliwość społeczna. Brak muzeum nikomu w niczym nie zagraża. W naszym małym mieście są tacy, którzy nie wiedzą, że jest w nim muzeum.
- Ty zmęczona ? Kilka worków ziemniaków byś przerzuciła, dopiero mogłabyś mówić o zmęczeniu - usłyszałam kiedyś od jednego takiego, gdy siedziałam zszarzała, wciśnięta w kącik na jakiejś imprezie.
Z drugiej strony istnieje opinia o elitarności zawodu. Po mojemu ta elitarność polega raczej na deklaracji pracy dla idei, niż na czymkolwiek innym. Kiedyś mój szef rzekł do mnie "powinnaś być dumna, że pracujesz w muzeum". I faktycznie, zauważyłam, że sporo osób wyniośle chlubi się swoim zawodem. Czemu ? Ja jednak traktuję tę pracę jak każdą inną i dumna jestem gdy mi coś fajnego wyjdzie. Może dlatego, że mam w sobie szczyptę Indiany Jonesa ?
Widziałam dni w muzeach sennych,
o wnętrzach zimnych jak mrok,
starsi ludzie w rogach wielkich sal,
księgi pięknych myśli pełne,
pokrył gruby kurz,
herbaty smak, kapci miękkich szum, spokój serc.
poniedziałek, 10 sierpnia 2009
Wolny strzelec
Gotycki, ponad 18-metrowy lipowy ołtarz główny kościele świętego Jakuba w Lewoczy, dzieło mistrza Pawła. Dedykacja dla Sandry.
- No nic się nie dzieje, a przecież tak im się podobało, zaakceptowali projekt. Ja już chcę działać, realizować pomysł, a tu cisza. Zero informacji o pieniądzach. Dalej nie wiem na czym stoję a czas leci.
No.. bo to kretyńska pora roku. Teraz nigdzie wniosków nie można złożyć poza unią, ale to zbyt małe na fundusze unijne, trzeba by jakoś rozdmuchać. Albo pisać do fundacji albo czekać na ruchy finansowe miasta albo przygotować wnioski i wystartować od nowego roku. Opcji jest wiele tylko cierpliwości... nie nauczona jeszcze jak się współdziała z urzędami ? Urzędnik nie jest zainteresowany realnym działaniem, grać ma w papierach. Nie znam ani jednego fanatyka idei (przepraszam, jednego znam). Nie wiem, może instytucja skrzydła podcina ? Generalnie wolni strzelcy są bardziej zdeterminowani, bo przyświeca im idea, ale i kasa na życie - jeśli idea wypali. To raczej stały etat i niewielkie pieniądze - niezależne od ilości pracy - wcześniej czy później podcinają skrzydła i włazi rutyna, marazm i niechęć do czegokolwiek nowego. Po co się wychylać skoro w cenie cisi i poddani ?
Sama ona. Zdumiałam się, że ma już 31 lat. Wraz z mężem, geografem napisała już dwie książki. W końcu tego roku wydana zostanie jeszcze jedna: przewodnik - esej po Spiszu. przewędrowanym na własnych nogach. Takich ludzi zostawić nie można, ich należy hołubić, bo zderzenie z rzeczywistością może im wybić z głowy idee i utkną w prozie życia.
niedziela, 9 sierpnia 2009
Coś co mi umyka ?
Dziś powiem - komercja się wkrada ? Nie napiszę nic, bo może nie rozumiem, a na pewno się nie znam. W każdym razie w nocy, jasno rozświetlone widowisko estetycznie działa. No i może o to chodzi . No i dzieje się - międzynarodowe sławy na rynku jeleniogórskim...
A może to już pora by nosa nie wyściubiać ze swojego ogródka ? I na drutach sweterki dla wnuków dziergać ? Albo, z braku wnuków, zająć się plewieniem grządek ?