Obserwuję z zachwytem. Nie oceniam artystycznych walorów, formatu sztuki, raczej działanie – co też jest formą sztuki a na pewno aktem tworzenia. W sumie człowieka ocenia historia, po tym co stworzył. Można żyć dwojako. Można skupić się na swoim małym komforcie czy interesie, można robić, żyć bardziej dla innych. U Milińskiego - myślę - to dla innych wyszło przypadkiem, najpierw chodziło o niego. Choć może się mylę... Uwielbiam ludzi, którzy znajdują sposób na życie – najlepszy dla siebie, a ten sposób przekłada się na coś więcej. Bo w sumie dla maleńkiej Pławnej Miliński robi bardzo wiele, dla młodych artystów też – pokazuje im sposób na życie. A przy tym wszystko toczy się tak naturalnym trybem, jakby bez wysiłku, jakby taka była konieczność natury, losu, bógwieczego. Przy okazji niejako znalazł sens, cel i sposób. Nawet jeśli zaczął od siebie, wyszło dla ludzi.
Sporo takich ludzi widocznych jest w mojej okolicy. U niego dodatkowo gra przeszłość i ewidentne szukanie. I znalezienie. Zdecydowanie bardziej cenię takich - nawet jeśli uzyskany efekt jest o wiele mniej spektakularny.
Tak namieszałam,ze nie wiem czy wyszło czytelnie.