![]() |
http://kolumber.pl/photos/show/place:1772998/page:14 |
![]() |
http://pozornie-zalezna.blog.pl/files/2015/06/suwalszczyzna-9.jpg |
![]() |
http://kolumber.pl/photos/show/place:1772998/page:14 |
![]() |
http://pozornie-zalezna.blog.pl/files/2015/06/suwalszczyzna-9.jpg |
Tak dużo i tak szybko. UE. Jestem totalnym laikiem w tej kwestii, wiem o deficycie budżetowym, długu krajowym czy zadłużeniu gmin, panicznie boję się euro. Ale też ślepa nie jestem i widzę pozytywów wiele.
UŚMIECHAJ SIĘ LEKKO ALE NIE ZĘBICZNIE !!!!!!
Ps. choć wiem, że najczęściej to tylko ładnie wygląda, z działaniem lub trwałością zdecydowanie gorzej.
Wciągnęła mnie w magisterka dziecka, o środkach unijnych w powiecie. Jestem zbudowana wielowątkowością i aktywnością Związku Gmin Karkonoskich i jego działalnością, jestem też zbudowana działalnością prezydenta JGA, którego – za opinią społeczną – postrzegałam jako nieudacznika.
Przez ostatnie lata mam uczucie, że nie do końca żyję tak jakbym chciała. Najprzyjemniejszy dla mnie okres to czas budowy domu i wychowywania dzieci i zagospodarowywania ogrodu. Wtedy wszystko miało sens i swoją kolejność. Teraz to trochę wegetacja: praca, dom znajomi, jakieś imprezy, wszystko w czterech ścianach, wypad na rower urasta do rozmiarów wyprawy; roweru używam w ściśle określonym celu – dla kondycji. Owszem kocham wiatr we włosach, gdy zjeżdżam z połowy Kapeli, na którą z takim trudem wdrapywałam się kilka godzin, jadąc autem zauważam przepiękną panoramę Karkonoszy nad Kotliną Jeleniogórską, nie przeszkadza mi błoto i deszcz na jeziornych wakacjach. Ale radość, że żyję i piękno przyrody czuję dopiero na łódce, gdy widzę ciepłe mgły unoszące się nad jeziorem o wschodzie słońca, albo gdy idę lasem wśród czerwcowych żarnowców.
Tak, ciągnie mnie do natury. Nie czuję potrzeby jechać na Karaiby ani do Tunezji, wolałabym na nowo budować swój dom na wsi, mały i drewniany, żyć w zgodzie z porami roku, tygodniami nie wyjeżdżać z domu bo drogę zasypał śnieg. Tego bym chciała.
Niedawno byłam w pięknym miejscu. W okolicy Jeleniej Góry sporo jest miejsc, gdzie mieszkają ludzie, którym znudziło się bieganie w pośpiechu po mieście i uganianie za coraz większymi zyskami. Mieszkają w swoich małych domkach, organizują sobie życie w tylko sobie znany sposób i żyją swoim rytmem zgodnym z rytmem natury. Mają czas na pogawędki przy herbacie z sąsiadami, leniwe siedzenie w ogrodzie. Nie pędzą, delektują się życiem. Jest czas ciężkiej pracy i jej czas odpoczynku.
Byłam u ludzi, którzy 20 lat temu przenieśli się do tak maleńkiej wioski, że nie ma jej na nawet szczegółowej mapie okolicy. Kupili ruinę domu i odbudowali, teraz zagospodarowują okolicę; zbudowali drugi dom - dla zaprzyjaźnionych letników, zajęli się hodowlą orkiszu i innych zdrowych roślin. To jak opowiadają o swojej pracy i życiu, jak dumni są z każdego posadzonego drzewka, z każdego obiektu wymurowanego z lokalnego kamienia … widać w tym wszystkim sens. Chciałabym tak.
Żeby mieć pretekst do włóczęgi znalazłam sobie drugą pracę. Oczywiście wykonuję ją dla pieniędzy również, nie inaczej. Inwentaryzuję zabytki architektury. Wsiadam w auto i jadę w teren, do zamków, pałaców, domów, fabryk, stajni i obór. Mój wspólnik mierzy i rysuje, ja fotografuję i opisuję, grzebię w archiwach i książkach by znaleźć jak najwięcej historycznych faktów. Potem przerabiam to na karty dokumentacyjne (ta część jest dość mozolna i znacznie mniej przyjemna).
Co mi się podoba w tej robocie ? Ludzie. Obecni, którzy prowadzą mnie w terenie, opowiadają historie im współczesne, z herbów, kształtu architektonicznego, wyposażenia .. czytam historię minioną. Tu podpieram się dokumentami.. i rysuje mi się jakiś całokształt. Tym sposobem poznałam ziemię lubelską od szumów na Tanwi po wojskowe miasto Białą Podlaską - z fantastycznym klubem "Muzyczna Apteka" i jego właścicielami. A przede wszystkim Lublin z przepięknym i nastrojowym, czerwcowym starym miastem. Kiepsko płacą na ścianie wschodniej ale za to przeżyć estetycznych i przygód moc. W Lublinie, między innymi, robiliśmy pozostałości murów miejskich, czyli coś czego praktycznie nie ma. Jedynie układ domów, niegdyś do murów przybudowanych sugeruje ich przebieg. Kilka dni włóczyliśmy się po niemożliwie głębokich, czasem wielopoziomowych piwnicach dookoła wzgórza starego miasta szukając jakichś fragmentów. Co rano gnaliśmy na kawę do jedynej otwartej o tej porze knajpki meksykańskiej.. mieliśmy już swoje miejsce wśród miejscowych. Przedziwne to miasto, zupełnie inne od naszych zachodnich. Przepiękne kamienice z polską historią udokumentowaną np. od XVI w. po współczesność.. większość znacznie naruszona zębem czasu. Czemu nie remontowane te perełki ? Bo każda ma mnóstwo właścicieli na ogół rozrzuconych po świecie, których nie da się nakłonić do wydawania pieniędzy na cos czego nie użytkują. Szkoda, bo niszczeją. Maleńkie zaułki, wewnętrzne dziedzińczyki czy podwórka, wielopoziomowe puby wykorzystujące piwnice, partery i piętra, robione na wzór irlandzkich. Zakochałam się w Lublinie. Choć biedny i bardzo zaniedbany.
To, że życie jest tylko chwilką, wiemy wszyscy. Ale chyba tylko nieliczni umieją coś z tą wiedzą zrobić. Moja rewolucja to próba jej spożytkowania . Mam świadomość przemijania w momentach gdy jednego dnia jest środa latem a drugiego już październikowy piątek. Sporo z nas tak biegnie, nie dostrzegając niczego - pór roku, mijających godzin, uśmiechu bliskich... widzimy jedynie przeciwności, które musimy pokonać, które jakoś dziwnie pojawiają się wciąż nowe i nie ma końca. Ja taka jestem. Może dlatego, że w pracy znajduję sens, skoro go brakło gdzie indziej.
Nie wiem kiedy tak mi się porobiło ale pamiętam czasy, gdy umiałam utknąć na tydzień w ogródku i przebudowywać skalniak, potem ciągle coś zmieniać, dosadzać, w międzyczasie cieszyć się ze znajomych na grillu. I pamiętam frajdę jaką mi to sprawiało choć wieczorem ledwie doczołgiwałam się do łóżka. Teraz ? Zapłacę za przebudowę skalniaka.. i pewnie nie zauważę co tam rośnie rzucając okiem na efekt kolorystyczny. Pójdę na imprezę taneczną z zegarkiem w ręku i będę pamiętała, że nie mogę zaszaleć bo jutro mam trudny dzień. Wszystko co nie jest pracą jest na pół gwizdka.
Kiedyś mój mąż uczył mnie, że czas to pieniądz, nie powinno się go marnować na bzdety. Po to się zarabia, by nie robić wszystkiego samemu. Tę cenną wiedzę nabył w momencie podjęcia pracy w wielkiej, prywatnej firmie, która pochłonęła go bez reszty. Tak, żeby mieć sukces zawodowy i nie wypaść z kursu trzeba wszystko temu poświęcić. Wykończony codziennym biegiem, wieczorami znikał w garażu i odpływał, np. budując dla ptaków dwupoziomowy karmnik z szykanami: pod strzechą, z dłubanymi w patyczkach rynnami i anteną satelitarną. Wtedy zaczęło nam się życie rozpadać.
Trzeba umieć wypośrodkować, żeby kiedyś umieć żyć, gdy coś się zawali. Tego się chcę nauczyć. Również dlatego, że mój dom stał się martwy. Ożywa jedynie w momencie przyjazdu gości. Jest czysty w miarę, ogrzany, przytulny ale każde z nas wpada, zjada i znika do swoich zajęć. Jesteśmy razem a jakby osobno. Jedynie ludzie z zewnątrz mobilizują nas do bycia razem.
Dzisiaj odkryłam, jak mocno fizyczność wpływa na psyche. Zawsze większą wagę przykładałam do emocji i choć czułam, że siłownia robi dobrze głównie mojemu mózgowi, to byłam przekonana, że mózg ma największe znaczenie bo on podejmuje decyzje. Wczoraj wydawało mi się, że mam doła, bolała mnie głowa, ogólna niechęć , dziś sobie przypomniałam, że to wynik oczyszczania organizmu.
System naczyń powiązanych, równowaga to jest to co trzeba umieć.